Buongiorno!
Jesień w Polsce bywa szaro-bura i ponura, dlatego Aleksandra i Konrad zdecydowali że ich sesja ślubna odbędzie się w przepięknych Włoszech, a dokładnie w rejonie Toskanii i nad jeziorem Garda. Harmonogram był napięty, a odległość między obiema lokacjami duża. Na szczęście udało się wszystko co zaplanowaliśmy, a nawet więcej! Na sesji był z nami również kamerzysta Bartek, który oprócz swojego materiału zdołał też nakręcić krótki backstage na pamiątkę (video umieściłem na końcu wpisu) – dzięki za fajną współpracę!
Zapraszam Was do obejrzenia sesji z „ojczyzny Gladiatora”.
Toskania – czyli Włochy, ale jakieś inne
Kraina winem i… winem płynąca – Toskania. Nie byłem wcześniej w tych rejonach, to też tym większe było moje zaskoczenie jak bardzo jest tutaj inaczej. Italię kojarzę z pięknymi ale gęstymi zabudowaniami, tłumem turystów i upałami. Tutaj natomiast mamy ogromne tereny uprawne i z pozoru skromne posesje, do których prowadzą charakterystyczne aleje cyprysowe. Krajobraz o tej porze roku raczej surowy, w odcieniach beżu i brązu, wietrzny i względnie chłodny. Jest klimat!
Tak jak wspomniałem, plan sesji zakładał dwie główne lokalizacje: Toskanię i okolice jeziora Garda. Odległość między nimi to ok. 400 km, którą zdecydowaliśmy się pokonać nocą żeby czas za dnia wykorzystać maksymalnie na zdjęcia. Przed pierwszym noclegiem udało się złapać jeszcze kilka promieni zachodzącego słońca, później tuż przed snem jeszcze parę nocnych kadrów z miejsca naszego noclegu. Planujemy trasę na kolejny dzień i ruszamy przed świtem.
Val d’Orcia – dolina „Gladiatora”
Najbardziej rozpoznawalny element krajobrazu tej doliny to drogi zdobione zielonymi cyprysami. Moje pierwsze wrażenie będąc blisko już samych drzewek: ot takie nasze pospolite tuje, tylko większe. Zatem wyzwanie – trzeba pokazać że to nie tuje, a prawdziwe toskańskie cyprysy. Jest dość chłodno, słońce za kilka minut wstanie, a Włosi (mamy nadzieję) jeszcze chwilę pośpią. Musimy więc działać.
Sesja VIP na prywatnej posesji
Słoneczny spektakl o wschodzie trwał krócej niż zakładaliśmy, więc konieczna była zmiana miejsca. Na wstępie wspominałem że udało się zrobić więcej niż planowaliśmy – już wyjaśniam. Charakterystyczne dla tego rejonu drogi najczęściej prowadzą do prywatnych domów i można je podziwiać tylko z daleka. My natomiast mieliśmy sporo szczęścia, bo otrzymaliśmy zgodę na swobodną realizację zdjęć na terenie jednej z takich posesji! Trzeba było maksymalnie efektywnie wykorzystać ten czas i miejsce, godząc się na ostre słońce. Bo przed nami jeszcze kilkugodzinna podróż na drugą stronę kraju…
Chłodny poranek nad jeziorem Garda
Nocleg mamy w przepięknym miejscu, na cyplu Sirmione. Nie dla nas jednak wylegiwanie się do późna i rozpoczynanie dnia od kawy – o nie, my musimy zdążyć zanim miasto obudzi się do życia. Co prawda i tak z lekkim opóźnieniem względem planu, ale przemykamy cichymi uliczkami na nabrzeże. Odszukujemy długi pomost Pontile di Sirmione który obraliśmy za główne miejsce do zdjęć o wschodzie słońca. Mocno wieje, jest chłodno ale jak pięknie! Później jedno z tych zdjęć zostanie wyróżnione przez redaktorów prestiżowego portalu MyWed. Ale wtedy jeszcze tego nie wiedziałem, skupiłem się więc na podkreśleniu minimalizmu, rozległej przestrzeni i spokoju tego miejsca.
Gaje oliwne i miasteczko Sirmione
W drodze powrotnej do hotelu, wstąpiliśmy jeszcze do jednego z gajów oliwnych. Wśród tych kilkuset letnich drzew, Aleksandra i Konrad odtworzyli swój układ z weselnego pierwszego tańca. Nie mogliśmy też pominąć zjawiskowej kawiarni, której fasadę porasta charakterystyczna fioletowa bugenwilla (ha – nie spodziewaliście się że zapamiętam nazwę tej rośliny prawda?). To było miejsce przy którym zrobiliśmy ostatnie zdjęcia. Podsumowując: sesja była bardzo intensywna i wymagająca, ale przekrój scenerii które udało nam się wykorzystać do zdjęć pomogły stworzyć niezwykłą pamiątkę na całe życie. Dziękuję Parze Młodej za zaufanie i zaangażowanie na każdym etapie tej wspólnej przygody :)
BONUS: Backstage z sesji
Autor backstage’u: Bartek z Vivo Studio